poniedziałek, 22 lutego 2016

9 Katowicki Karnawał Komedii - słów kilka....

Minęły dwa tygodnie od momentu, gdy na deskach sceny, w moim miejscu pracy, odbyły się dwa spektakle w ramach 9 Katowickiego Karnawału Komedii. Całość przedsięwzięcia wydarzyła się na przestrzeni niespełna 41 godzin. Wielu z was, którzy mają doświadczenie w pracy w teatrze, powie pewnie, że to nic takiego - sam tak uważam, ale dla wielu ludzi niepracujących w branży to może być ciekawy post.

Wiedzieliśmy, że będziemy ponownie obsługiwać festiwal zaraz po zakończeniu zeszłorocznej edycji. W styczniu bieżącego roku skontaktowali się z nami organizatorzy, by dogadać szczegóły. Od tego momentu prace ruszyły mocno do przodu. Każdy w ekipie jest odpowiedzialny, za inną działkę. Opiszę wam jak to pokrótce wygląda „od kuchni”.

Najpierw ekipa organizatora skontaktowała się z naszym koordynatorem i ustaliła wszystkie prawne i papierkowe aspekty tegorocznej edycji festiwalu, następnie nasi technicy ruszyli ostro do pracy. Efekt, który widzicie – scenografia, światła, dźwięk to rezultat wielu godzin spędzonych na rozmowach telefonicznych i mailowych z naszymi kolegami po fachu z innych teatrów. Każdy obiekt dysponuje inną przestrzenią sceniczną, innym parkiem maszynowym. Dlatego nasi koledzy, którzy mają przyjechać do nas ze spektaklem przysyłają nam dokumentacje techniczną, w której znajdują się rysunki z wymiarami scenografii, podaje się m. in. minimalne pole sceny potrzebne do gry, zamieszcza wykaz użytych opraw oświetleniowych, informacje o systemie nagłaśniającym, wymagania, co do garderób i mechaniki sceny. Taka dokumentacja nazywana jest z angielskiego RIDER`em. Gdy taka dokumentacja do nas dociera nasza ekipa przegląda te wymagania i kontaktuje się z osobami odpowiedzialnymi za poszczególne części spektaklu.

Ponieważ miejsce, w którym pracuję nie jest teatrem repertuarowym to w naszej obsadzie jest nas stosunkowo mało. Mamy dwóch akustyków, dwóch ludzi od obsługi urządzeń scenicznych (jeden jest moim zastępcą, a drugi pełni rolę „nadwornego” strażaka), operatora urządzeń video oraz Mnie - realizatora oświetlenia. Jak widzicie ekipa jest mała, ale uwierzcie - piekielnie efektywna!

Z racji tego, że była u nas grana: „Prapremiera Dreszczowca” Och-Teatru z Warszawy oraz „Wychowanka” Teatru Ludowego z Krakowa działań było dość sporo. Naszą pracę rozpoczęliśmy o 8 rano w piątek i już z samych założeń wynikało, że łatwo nie będzie. Zerknijcie na mały fragment rider'u “Prapremiery Dreszczowaca”:


Jak widać sporo światła. Dzięki temu, że wśród opraw oświetleniowych, jakimi dysponuję znajdują się urządzenia inteligentne możliwe było zmniejszenie ilości opraw potrzebnych do oświetlenia spektaklu. Ponad to w spektaklu „Prapremiera Dreszczowca” używana była pirotechnika w postaci flary iskier w związku z tym nasz strażak musiał wykazać się wzmożoną czujnością. 

Dużo większym wyzwaniem był fakt, że po dwóch spektaklach „Prapremiery Dreszczowca”, które kończyły się o godzinie 21.30 konieczny był szybki demontaż i załadunek dekoracji. Było to spowodowane tym, że zaraz po spektaklu musieliśmy postawić „ulubiony" przez nas element mechaniki sceny, czyli tak zwaną „obrotówkę” o średnicy 9,5 m. Na nasze szczęście moduły sceny obrotowej udało się nam opuścić już w czwartek (moduły obrotówki zmagazynowane są w pomieszczeniu nad zasceniem sam ich transport - 15 elementów podłogi oraz układu jezdnego - trwa około 2-3 godzin), co pozwoliło skrócić czas samego montażu. Wcześniejsze ustalenia zakładały, że Teatr Ludowy musi mieć obrotówkę gotową na godzinę 1 w nocy dlatego na czas pomiędzy zakończeniem spektaklu a przyjazdem Krakowa nasza ekipa powiększyła się o dwóch montażystów. Scena obrotowa jest dość prostą mechaniczną konstrukcją, najbardziej pracochłonne jest jej skręcanie, gdyż trzeba wkręcić około 150 śrub. Scena obrotowa była gotowa około 12 w nocy, montażyści Teatru Ludowego rozpoczęli montaż dekoracji, który skończyli około 5 rano. Poniżej zdjęcie sceny obrotowej po zmontowaniu.



Krótki filmik z montażu.



O godzinie 7 rano rozpocząłem wraz z realizatorem Ludowego niełatwą walkę z oświetleniem. Tu - głupio się przyznać - w ferworze walki z czasem, zapomniałem o demontażu dwóch ruchomych głów typu spot z mostu oświetleniowego. Ponieważ w miejscu gdzie opuszczany jest most stała już scena obrotowa z przykręconą dekoracją nie było możliwości zjazdu mostem do wysokości 1m. Konieczny był demontaż za pomocą drabiny i liny. Taki problem, to nie problem i już po 20 minutach urządzenia znalazły się na swoich miejscach na widowni. Około godziny 10 rano światło było gotowe, czyli zafiltrowane, wyfokusowane i zrobione były kierunki świecenia opraw, mogliśmy zabrać się za programowanie. Spektakl składał się z około 49 CUE - to ani dużo, ani mało. Nie obyło się bez kłopotów, które był spowodowane błędem w oprogramowaniu konsolety. Na szczęście po ponownym zaprogramowaniu konsolety udało się bez problemów zagrać spektakl.

Pewnie zapytacie: „Czy często pojawiają się takie problemy?"
Otóż nie. Mnie zdarzyło się to pierwszy raz. Cóż, współczesne konsolety oświetleniowe to komputery o sporej mocy obliczeniowej. Pracują stabilnie i bez problemowo, ale zawsze coś może się wydarzyć. To tylko elektronika i oprogramowanie…

Po spektaklu montażyści Ludowego szybko zdemontowali scenografię, a nasza ekipa mogła sprawnie zdemontować obrotówkę i przetransportować jej części do magazynu. Dzięki temu około 1 w nocy w niedzielę, szczęśliwi i zmęczeni wyłączyliśmy światła techniczne i zamykaliśmy salę teatralną… A w poniedziałek znowu do pracy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz